Wiele osób zastanawia się, jak to jest być inwestorem. Obawia się nerwowości i strat związanych z podjęciem błędnych decyzji. Dzisiaj opowiem Wam, jak to wszystko wyglądało u mnie z perspektywy ośmiu lat praktyki. Już na wstępie chcę zaznaczyć, że nie jestem zawodowym inwestorem, a moją wiedzę czerpałem z różnych źródeł w sieci oraz książek, a następnie z własnego doświadczenia po latach inwestowania. Przedstawię wam co mną kieruje i jakie podejmowałem decyzje – co niekoniecznie sprawdzi się u Ciebie – dlatego w żadnym wypadku nie podejmuj decyzji finansowych opierając się na moich odczuciach, i pamiętaj, że nie jest to żadna rekomendacja z mojej strony! To jak już sobie wyjaśniliśmy we wstępie, jest to moja historia. Opowiem wam, jak doszło do tego, że zacząłem inwestować.
UWAGA! Informacje przedstawione w tym artykule i na tej stronie internetowej są prywatnymi opiniami autora i nie stanowią rekomendacji inwestycyjnych w rozumieniu Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 roku w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych, ich emitentów lub wystawców (Dz. U. z 2005 roku, Nr 206, poz. 1715).Czytelnik podejmuje decyzje inwestycyjne na własną odpowiedzialność!
Dlaczego zacząłem inwestować??
W wieku dwudziestu jeden lat zakupiłem sportowe auto warte około 50 000 zł. Z góry zaznaczam, że ciężko na nie pracowałem i nie otrzymałem żadnego wsparcia od osób trzecich. Pewnie nie zaskoczę was, że tak naprawdę nie było mnie na nie stać i nie chodzi o kwestie utrzymania, tylko już na etapie zakupu i doprowadzenia go do stanu użytkowania zabrakło mi pieniędzy. Posiłkowałem się kartą kredytową, na szczęście miałem bardzo dużo pracy i mogłem na bieżąco ją spłacać. Aby nie wpaść w długi, pracowałem po 12 a czasami nawet 14 godzin dziennie. Głupie prawda?
Zacząłem szukać w sieci informacji – jak mądrze oszczędzać i wykaraskać się z obciążenia karty. Mogłem sprzedać auto, ale ego mi na to nie pozwoliło, tym bardziej, że włożyłam masę czasu i pracy w ten pojazd oraz sprawiał mi mega frajdę. W ten sposób trafiłem na blogi Michała Szafrańskiego i Marcina Iwucia. Trochę to trwało ale udało mi się w pierwszej kolejności pozbyć długu na karcie, a następnie odłożyć solidną poduszkę bezpieczeństwa. Wspomnę tylko, że moja zabawka, która kosztowała mnie masę nerwów i energii została ze mną przez 7 lat.
Moje pieniądze zalegały na koncie osobistym. Straciły tam wartość a plany miałem ambitne. Strasznie mnie wkurzało, że inflacja odsuwa je w czasie. Chyba jak każdy zacząłem gromadzić oszczędności na kontach oszczędnościowych, jednak ich oprocentowanie ledwo wyrównywało straty z inflacji. Zacząłem zakładać lokaty – zwroty z nich były lepsze, ale nie pozwalały na nic więcej jak ochrona kapitału. Zacząłem sięgać po książki o inwestowaniu na giełdzie. Trafiłem na wydawnictwo Maklerska.pl gdzie zakupiłem kilka pozycji. Dodatkowo Michał Szafrański odpalił cykl “Elementarz Inwestora”. Po wchłonięciu wiedzy, wszedłem na polską giełdę z początkowym budżetem 5 tys. zł.
Emocje
Kwota niewielka a emocji całe spektrum. Nigdy wcześniej nie czytałem o emocjach jakie są podczas inwestowania. Oczywiście w książkach i w elementarzy były o tym wzmianki, ale nie przywiązałem do nich większej uwagi. Na moje szczęście wszedłem z niewielkim procentem swoich oszczędności. Mimo, że pierwsze kroki stawiałem w idealnym momencie na giełdzie, to i tak każde wahnięcie wywoływało we mnie ogromną radość z kolejnego procentu na plus i smutek oraz rozdrażnienie związane ze stratą. Gdy sprawdzicie jak zachowywał się rynek po 2013 roku, sami zauważycie, że wejście w tym okresie było wymarzone. Tylko Ja to wiem dzisiaj. Wtedy nikt nie mógł mi zagwarantować, że wszystkie zakupione przeze mnie aktywa będą rosły przez kolejne 5 lat. Wtedy gorączkowo sprawdzałem w każdym wolnym czasie czy akcje, które posiadam spadają czy rosną. Spędzałem masę czasu z potem na czole, szukając nowych informacji, które mogą mieć wpływ na ich wycenę, a sprawozdania finansowe czytałem w wielkim zainteresowaniem mimo, że ich kompletnie nie rozumiałem. Huśtawka emocjonalna, która przy tym mi towarzyszyła, była nie do wytrzymania na dłuższą metę i wtedy znowu przyszła mi na pomoc praca.
Zostałem zaangażowany w nowy projekt, który wymagał ode mnie masy uwagi i zdobycia nowych umiejętności zarządzania zespołem. Czasu znowu było mniej. Nie mogłem sobie pozwolić na gorączkowe przeglądanie notowań i informacji giełdowych. Dodatkowo zacząłem więcej zarabiać, a udział moich oszczędności na giełdzie zaczął maleć. Oczywiście wtedy jeszcze nie miałem strategii, na której opierałem moje zakupy. Tak naprawdę błądziłem jak dziecko we mgle. A że wszystko drożało, byłem zadowolony, nie straciłem zainwestowanego kapitału. Popełniałem masę błędów, ale byłem z siebie zadowolony, ponieważ wartość kapitału rosła bez mojej większej uwagi.
No to mamy rozbudowany wstęp już za sobą. Wiecie w jak sprzyjających warunkach udało mi się postawić pierwsze kroki na giełdzie. Wiecie również, że miałem już nauczkę finansową za sobą oraz to, że zainwestowane pierwsze pieniądze były niewielkie, a mimo to kosztowało mnie to dużo czasu i nerwów. Jednak nikt nie mówił, że będzie łatwo. Pamiętajcie również o tym, że jak na tamte czasy, moje zarobki były dość dobre i wiedza o oszczędzaniu pozwoliła mi zgromadzić poduszkę bezpieczeństwa. Teraz już wiem, że byłem przygotowany na tą przygodę. Jeżeli macie zamiar inwestować, również się przygotujcie. Najpierw oszczędzajcie a później inwestujcie.
To tyle na dzisiaj. Oczekujcie na kolejne etapy i perypetie z moimi inwestycjami. Tak naprawdę najciekawsze dopiero się zacznie.