Patent na zgarnięcie szmalu w sieci jest prosty. Otwieramy kanał na YouTube, wrzucamy przebojowe filmiki o robieniu biznesu i działaniu na maxa z tematami. Dla efektu, od razu musi pojawić się kilka, a najlepiej kilkanaście klipów. Żeby się nie napracować, można dwa lub trzy zmontować w różnych konfiguracjach – ostatnia scena z przodu, pierwsza w środku itd. Aby być oryginalnym, można jeszcze jakieś dodatkowo puścić od tyłu, z hipnotyzującym przesłaniem i numerem konta do wpłaty. Można zapytać ojca dyrektora o radę i co poleca zrobić, jest przecież mistrzem w wyduszaniu forsy i ostatnich złotówek na chleb. A może to właśnie u niego pobierają nauki najlepsi pseudo kołcze youtuberzy w naszym kraju? Wcale nie byłoby to takie zaskakujące. No ale, skupmy się co by tu zrobić, żeby zarobić a się nie narobić.
Cała naprzód
Nie można być delikatnym w swoich wypowiedziach. Trzeba straszyć w klipach wielkim resetem, biedą i zapaścią gospodarki oraz, że przyjdą nieznani sprawcy i wyciągną nam z lodówki, skarpet i kołdry ostatnie ciężko zarobione pieniądze. Należy wystraszyć wszystkich, że czeka nas tylko i wyłącznie smród, brud i ubóstwo. Przekaz musi być mocny i z rozmachem – nie ma tutaj miejsca na taryfę ulgową. Ludzie muszą narobić w majtki ze strachu, tak aby byli skłonni kupić nasz kurs i książkę za ostatnie pieniądze. W kursie oczywiście będzie wszystko to, co udało nam dowiedzieć w szkole średniej na podstawach przedsiębiorczości. Czyli niezbędna wiedza do otworzenia firmy w Polsce. Po takiej dawce wiedzy nie straszne będą żadne pojęcia związane z biznesem. Takie enigmatyczne pojęcia jak EBITDA lub ROI nie będą nam obce- o ile nie będą nam się kojarzyć z inicjałami amerykańskich raperów.
Wizerunek influencera
Czy ktoś jest w stanie uwierzyć w jakąkolwiek biznesową wiedzę osobie, która jest ubrana w zwykłe jeansy i jednolity szary t-shirt? Nie sądzę. Trzeba zainwestować w wizerunek. Samochody, garnitury, zegarki, drogie laptopy i telefony, to absolutne minimum. Jeśli nagrywamy jakiś materiał, że niby ciężko pracujemy, to musimy siedzieć przed wielkim ekranem i udawać, że nasz telewizor to nasz monitor. Później i tak przyjdą rodzice i nas przegonią do swojego pokoju. Ale ważne że fotki i filmiki będą już wykonane. Do tego warto spreparować liczby jakie widnieją na ekranie, kto by chciał zadawać się z kimś kto ma 30 lajków. Jednak zamiast bawić się photoshopem, można od razu kupić sobie 30 tysięcy polubień na FB i Instagramie – czy też wyświetlenia na YouTube dla większej estymy i wiarygodności. Przecież jesteśmy mistrzami marketingu, którzy w tydzień potrafią rozkręcić każde konto w social mediach od 0 do 10 tysięcy obserwujących. To jest przecież banał!
Dobre zdjęcia
Poza wszelką krytyką będzie pokazywanie się w mediach społecznościowych we własnym domu. Bardziej sprytne będzie wykupienie last minute do Bułgarii na Złote Piaski i porobić trendy foty w apartamencie. Pokazanie, że pracuje się 2 godziny, utrwali wizerunek zaradnego i obrotnego. Będziemy się dzięki temu pozycjonować na kogoś, u kogo łepetyna nie jest od parady. Chodząc sobie o zachodzie słońca można zaprosić na najbliższe szkolenie – “Jak zostać milionerem” – tryb zaoczny lub wieczorowy. Koszt takiej przyjemności to jedyne 10 tysięcy złotych. Zakres tematyczny nie będzie zbyt obszerny dla słuchaczy online. Można to załatwić bardzo szybko. Tematem przewodnim jest oczywiście zdobycie wiedzy na temat stania się milionerem. Wyjaśnienie tego będzie szybkie i proste. Trzeba zadać pytanie – ile jest osób na webinarze i ile kosztował dostęp? Jeśli okaże się, że jest 100 osób, które zapłaciły 10 000 zł – to okazuje się że droga do miliona jest bardzo szybka. Po tym wyczerpującym zajęciu, można udać się już do baru i delektować się drinkami z palemką i nic tylko czekać na odpowiednie zaksięgowanie wpłat. Takie to już jest trudne życie trenera ludzkich umysłów i zdobywania bogactwa. A jutro kolejny ciężki dzień i uświadamianie, jak można wygodnie żyć za pieniądze innych ludzi. Jednocześnie mówiąc to o czym sami nie mamy pojęcia, no chyba jak zrobić kogoś w bambuko.